środa, 20 maja 2009

Zapomnieni...

Od razu po ucieczce Pani Stefanii z Orwidowa do Lublina, profesor Syngalewicz, którego poznała w samolocie, zaproponował jej współpracę. Czemu podjął tak odpowiedzialną decyzję, choć poznał Sprawiedliwą tego samego dnia? Pani Stefania myśli, że uznał ją za wystarczająco odważną do tego trudnego zadania...

Gdy Stefania Dąmbrowska oraz reszta jej towarzyszy znajdowali się w samolocie, wysoko nad ziemią, dookoła nich zahuczało, zagrzmiało i zrobiło się bardzo głośno i niebezpiecznie. Okazało się, że w okół pasażerów i ich maszyny, zaczęły krążyć niemieckie samoloty wojskowe.
Wszyscy truchleli ze strachu, podczas gdy nasza ukochana Sprawiedliwa z podziwem biegała od okna do okna i obserwowała ciekawe widowisko...

W taki sposób Stefania Dąmbrowska zaczęła pracę w Biurze Studiów Ekonomicznych przy prezydium PKWN, jako członek Komisji Majdankowej oraz innych grup badających obozy zagłady. Pan Syngalewicz był przewodniczącym tychże komisji.

Wszystko działo się w 1944r., kiedy hitlerowcy zaczęli zacierać za sobą ślady i likwidować obozy. Likwidacja takiej placówki polegała na, jak najszybszym pozbyciu się wszystkich przebywających w niej osób. Praca Pani Stefanii opierała się na odwiedzaniu takich miejsc, zapisywaniu notatek, badaniu...

Najgorzej wspomina Majdanek. Kiedy komisja zjawiła się na miejscu, obóz był świeżo po likwidacji. Wszędzie unosił się swąd ludzkiego, spalonego ciała. Na ziemi, w równym rządku leżały poukładane trupy. Zwłoki były wzdęte i miały ciemnobrązowy kolor. Na pierwszy rzut oka, Pani Stefanii wydawało się, że to opalający się ludzie... Prawda była jednak okrutna.

Innym miejscem, które odwiedziła były lasy w pobliżu Lublina. Również w tym miejscu hitlerowcy pozostawili po sobie ślady. Z niedokłądnie zasypywanych rowów, wystawały fragmenty ludzkiego ciała lub ubioru. Ludzie ci umarli od strzłu w tył głowy. By zaoszczędzić czas, hitlerowcy kazali im klękać przed rowami, strzelali, a zwłoki staczały się do dołów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz